wtorek, 12 listopada 2013

Listopad

jak co roku to masa roboty i nie ma zmiłuj ...
W ubiegłym tygodniu już była tego lekka zapowiedź . Dziś pierwszy dzień katorgi...11 godzin w pracy..
Masakra . Ledwo żyję,  a w domu jeszcze trochę do zrobienia ... Chociaż być może wybiorę wcześniejszy sen dziś i jutrzejszą bardzo ranną pobudkę , aby zrobić to , czego nie zrobię dziś...
Nie mam siły myśleć . Zresztą , jak ostatnio można było zauważyć - pisać też .
Drugi miesiąc z kolei robię poważny bilans przychodów i rozchodów i wychodzę na totalny minus do sześcianu... Ciężko , bardzo ciężko finansowo . Liczę, że trochę budżet przed świętami podreperuję nadgodzinami i na małe , skromne prezenty świąteczne coś wyskubię .
Zaciskanie pasa totalne , ale cóż nie mamy wyjścia .
Jako , że w robocie masa roboty, ciągle ktoś na zwolnieniu albo urlopie ,  na koniec roku wychodzę z bilansem 10 dni urlopu wypoczynkowego niewykorzystanego i 2 dniami na opiekę (dzięki Bogu, że je mam :). Będę chciała coś wyciągnąć z tego przed świętami , ale może być ciężko , nawet bardzo - to jest u nas niestety najgorszy czas na urlop , ale będę walczyć jak lwica ;)
Na razie odpadam pospać .
pees. wiem , wiem , że za parę tygodni będzie lżej, święta i w ogóle , ale na razie jakoś nie czuję tego.
Muszę się odpowiednio nastroić :)
Dobranoc :)